g

g

czwartek, 6 listopada 2014

Fragment opowiadania

Już niebawem  zamieszczę post dotyczący adoracji w mojej parafii, a tymczasem chciałabym podzielić się z Wami fragmentem opowiadania (wyrwanym z kontekstu), nad którym postanowiłam się pochylić. Przedstawia ono wydarzania z życia Jezusa, widzianymi oczyma młodej Rzymianki, pochodzącej z patrycjuszowskiego rodu Korneliuszy. Główna bohaterka jest postacią fikcyjną, dlatego więc pewne zdarzenia, osoby oraz nazwiska nie są autentyczne. Podzielcie się proszę swoją opinią na temat fragmentu, a kiedy się odgrzebię, sprawię by opowiadanie miało ręce i nogi. ;)

Rozglądała się nerwowo w poszukiwaniu znajomych twarzy. Nadmiar wrażeń sprawił, że obraz rozmazywał się jej przed oczami. Łzy spływały po rumianym policzku Kornelii. Chwileczkę... tłum skanduje Jego imię, to znaczyć musi, że jest w pobliżu! Chociaż nic z tego nie rozumiała, sam widok Jeshui wyleczył by ją z obaw. Już biegła w kierunku największego zbiorowiska, kiedy ktoś złapał ją za przegub.
- Tu Go nie znajdziesz domina - nieznajomy młodzieniec mówił z wyraźnym galilejskim akcentem.
Coś sprawiło, iż Kornelia uwierzyła mu na słowo mimo dostrzeżenia między gronem rozgniewanych Judejczyków szaty Piotra.
- Powiedz mi więc, gdzie się zatrzymał.
Niewiasta zdjęła chustę, którą zwykła zakrywać włosy.
- Nie jestem pewien, powiadają, że zatrzymał się u przyjaciela. Miejsce jednak jest dla mnie zagadką. - Żyd posmutniał, mierząc rozmówczynię wzrokiem. - Wyglądasz Domina na zmęczoną, pewnie przebyłaś długą drogę.
Kornelię zżerał wprawdzie od środka niepokój, a strach przed nieznanym miażdżył jej serce, jednak że nie utraciła w tym wszystkim rozsądku. Obcy młodzieniec sprawia wrażenie jak gdyby znał ją doskonale, ona zaś widzi go po raz pierwszy. Jego narodowość mogła budzić wątpliwości, gdyż nieznajomy biegle operował łaciną. Ale to drugie schodziło teraz na dalszy plan. Po chwili namysłu dziewczyna doszła do wniosku, iż zapewne widział ją pośród uczniów Jezusa. Może nawet z nimi przestaje. Jeżeli tak, bez cienia wątpliwości coś co dotyczyło Kornelii wpadło mu w uszy.
- Przez długi czas nie opuszczałam Mistrza na krok, ale po przybyciu do Jerozolimy pewien zbieg okoliczności odciągnął mnie od Niego. Znajoma opowiedziała mi co wydarzyło się w świątyni. Przeraziłam się na duchu i przybiegłam tu bez zażycia odpoczynku. Bóg jeden wie, jak bardzo jestem zlękniona, powiedz mi błagam czy wyrządzili Mu krzywdę! - głos Kornelii łamał się w pół. Mało brakowało by omdlała, to niebiański anioł dodawał jej sił i podtrzymywał.
- Tłum był rozwścieczony, to co zrobił Jezus odebrali jako jawną zniewagę i wypowiedzenie wojny. Chyba nawet się boją, powiedział przecież, że zburzy świątynię i wybuduje nową w trzy dni. To brzmi trochę jak groźba.
- Chcę dowiedzieć się tylko czy odniósł obrażenia! - Jęknęła zniecierpliwiona Kornelia. Pragnęła by wreszcie ktoś zaprzeczył jej najgorszym przeczuciom.
- Widać było, że wzburzeni ludzie mają ochotę dokonać samosądu, ale uczniowie zdążyli Go wyprowadzić. Wszystko działo się w ułamku sekundy, dlatego nie mam bladego pojęcia jaki obrali kierunek.ucieczki.
Młodzieniec nie krył przejęcia, szczerość malowała się na jego twarzy.
Cornelia tymczasem odetchnęła z błogą ulgą i w pierwszej kolejności podziękowała Jahwe. Następnie zganiła się w duchu, że dopuściła do siebie chwilowe zwątpienie względem Apostołów. Któż jak nie przyjaciele miałby Go obronić? Ogromny ciężar spadł z jej piersi.
Podejrzliwi przechodni przyglądali się parze spod byka. Stali pośrodku placu, który powoli pustoszał. Żydzi widocznie znaleźli mniej publiczne miejsce obrad i udają się tam teraz. Pozostali jedynie kupcy co zdążyli doprowadzić swe stragany do ładu i pojedynczy gapiowie. Każde spojrzenie wrogo nastawionych do Jezusa, Kornelia odbierała jako: "wasz czas został policzony". Smuciło ją to niezmiernie, ale nie truchlała pod ich ciężarem. Miłość dodawała Kornelii odwagi.
- Robi się późno, niebawem zapadnie zmrok. Czy uczennica mojego Zbawiciela ofiaruje mi zaszczyt i przeczeka tę noc w moich skromnych progach? Jutro tuż o świcie rozpoczniemy poszukiwania.
Po tych słowach Kornelia nakierowała spojrzenie wprost na oczy młodzieńca. Próbowała chyba przejrzeć jego duszę na wylot, jednocześnie podziękowała mu niemo najwdzięczniejszym wejrzeniem.
Widząc zmieszanie Kornelii, młodzieniec dodał pośpiesznie:
- Jestem Joel, syn Natana. Nasz Pan uzdrowił mego ojca z choroby oczu. Razem z braćmi przyłączyliśmy się do dwunastu i podążaliśmy za nimi. Spotkaliśmy się już w niejednym miejscu.  Myślałem, że rozpoznasz mnie, tak jak ja ciebie...
- Przepraszam, nie mam pamięci do twarzy. Cieszę się, że ty jesteś w tym lepszy.
Augusta posłała Joelowi przyjazny uśmiech. Oto kolejny dowód jak Bóg się troszczy o swe dzieci.
- Ufam ci i chętnie u ciebie przenocuję.
Nie tracili dłużej czasu, ponieważ słońce zbliżało się coraz bardziej ku zachodowi. Posiadłość rodziny Natana leżała godzinę drogi od domu Kajfasza. Wędrówka upłynęła im w miłej atmosferze, młodzi nawzajem się poznawali. Strach przed tym co ma nastąpić opuścił na moment wnętrze Kornelii, lecz pozostała tęsknota. Każda, choćby najkrótsza rozłąka z Jeshuą była dla niej nieznośna niczym cierń.
Natan jako zagorzały wyznawca Chrystusa, wdzięczny Mu za otrzymane łaski, przywitał Kornelię tymi oto słowami:
- Nie widziałem a widzę. Nie wierzyłaś a wierzysz! Chwała za to Bogu na wieki!

piątek, 31 października 2014

Na wstępie słów kilka

Witajcie!

Może zacznę od tego, w jakim celu założyłam bloga, na którym właśnie się znajdujecie... Otóż chciałam utworzyć coś w formie publicznego pamiętnika, gdzie mogłabym dzielić się ze światem swymi rozważaniami oraz myślami. Jako iż ciągle wzrastam w powołaniu,  nieustannie poszukuję znaków. Zaglądam w głąb siebie, ponieważ właśnie tam obiecuję z pełnią miłości, czyli Bogiem.
Minęło już trochę czasu odkąd usłyszałam wezwanie Pana, a mimo to każdy dzień od tamtego momentu daje mi szansę powtórzenia za Miriam tych jakże znamiennych słów: Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa (Łk 1:26 - 38)

Pozdrawiam oraz obejmuję wszystkich rozeznających powołanie modlitwą!